26 wrz 2015

Magia podróży

Będzin Miasto - brzmi dumnie!
Prawdziwi odkrywcy magii lubią podróżować koleją. Po wielu latach remontu dworzec Będzin Miasto to miejsce, które jest pierwszym wrażeniem turystów, którzy przybywają pociągiem. Miejską bramą kolejowego szlaku.

Jaka magia - takie elfy.
Magia Będzina czeka na odkrywców tuż przy peronie. Nie wiadomo wprawdzie, czy to czarna czy biała odmiana tej magii, ale jakaś na pewno. Być może nawet z pomieszania tych kolorów wyjdzie szarość i okaże się że to szara magia. A może nawet szaro-bura, podobnie jak futerka małych gryzoni, z którymi niemal na pewno spotkają się spragnieni odkrywania magii turyści. Trudno powiedzieć, że są oswojone, ale nie okazują szczególnego respektu i lubią przyglądać się podróżnym. U jednych budzą sympatię, u innych obrzydzenie. To jednak dzikie szczury...

Towarzyszą nam, ludziom od zawsze. Lubią nas, za nasze bałaganiarstwo, za wyrzucanie mnóstwa odpadków, które stanowią dla nich smakowite kąski. Piwnice, śmietniki, garaże, strychy, to miejsca, gdzie zwykle szczurów można się spodziewać. Ale chyba nie jest dobrze, jeśli przeciętny podróżny, czekając na pociąg, ma okazję przyglądać się harcującym bez skrępowania szczurom. Wykopały nory w podmurówce peronu i stamtąd urządzają rajdy po terenie mini-skwerku, pełniącego rolę poczekalni, gdy sprzyja pogoda. Siedzący na ławkach pasażerowie często stają się mimowolnymi obserwatorami polowań na smakowite kąski w koszu na śmieci, do którego szczury zapuszczają się szczególnie chętnie.

Wejście na peron 1.
(od ul. Małachowskiego)
Tutaj często oczekują podróżni.
I równie często biegają szczury.
Nora w fundamencie peronu
i jej mieszkaniec.

- O, chomik wyszedł!
Tak z sarkastycznym uśmiechem powiedział jeden podróżny do drugiego (autentyk!) wskazując przemieszczającego się czujnie, z nory do nory, szczura.
Dowcipniś. Albo bywalec. W każdym razie sytuacja nie zrobiła na nim wrażenia jakiego należałoby oczekiwać, gdyby widział  to, co widział, po raz pierwszy. Rutyniarz. A swoją drogą: gryzonie wykazują się dużą aktywnością i sprytem. Zresztą - wystarczy popatrzeć.


Poza tą ciekawostką, magia na dworcu występuje lokalnie i w różnych odmianach. Ogólnie - dworzec, jak to dworzec. Sam budynek po ostatnim remoncie nawet dość schludny, ogrzewany, codziennie sprzątany. Są działające toalety (o opryskliwości personelu tychże przybytków można napisać niejedną rozprawę, ale nie czas i miejsce czynić rzeczy wtórne). Minimum cywilizacji, niestety - nie przystosowana dla niepełnosprawnych.. Ale za to są działające windy! To ważne, bo przez dworzec prowadzi ciąg komunikacyjny łączący przedzielone trasą kolejową części miasta - i dla osób które nie są wstanie pokonać schodów - to niebagatelne udogodnienie.

Niedostępny przydworcowy ogród.

Imponujących rozmiarów taras.

Widok z tarasu. W tle rudera.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że w całym obrębie dworca, w hali, na peronach, w przejściach - nie uświadczy się ani jednego zegara! Oczywiście oprócz tego na wieży, tyle że zwrócony jest twarzą do Placu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i raczej nieporęcznie z niego korzystać. I nie, żeby to był wynalazek, bez którego nie da się żyć, wszak naszpikowani jesteśmy elektroniką, smartfonami, GPS-ami, tabletami, ale jakoś tak się przyjęło, że akurat tam gdzie liczy się rozkład jazdy - zegar, taki publiczny, do zerkania - zwyczajowo jest. A właśnie! Rozkład jazdy! Ten też dostępny jest wyłącznie w formie plakatów umieszczonych w gablotach na peronach i przy kasowym okienku. Próżno szukać tablicy na której wyświetlałyby się jakiekolwiek informacje o odjazdach, przyjazdach czy opóźnieniach. Nie ma zegara, nie ma tablicy odjazdów, jest za to wirtualna informacja w formie szafy z monitorem i klawiaturą, z ograniczonym dostępem do internetu. Można tam znaleźć informacje o mieście, rozmaite multimedia, prezentujące głównie będzińskie imprezy kulturalne, koncerty, itp. Urządzenie to stoi ku uciesze bezdomnych i zionących nieszlachetnymi trunkami "magów", którzy umilają sobie pobyt, odtwarzając seriami zarejestrowane koncerty. Wspomniane braki równoważy chyba tylko niespotykana gdzie indziej liczba kamer monitoringu. Ale jeśli to ma podnieść bezpieczeństwo - dobrze że są.

Front dworca. Plus rudera.
Wnętrze budynku dworca zostało zabudowane szklanymi pawilonami o dość nieregularnych kształtach. To takie swoiste akwaria i można się spierać, czy wpisują się bardziej, czy mniej w architekturę budynku. Ich przeznaczenie zgodnie z założeniami przebudowy to "handel i administracja". Trudno powiedzieć, na ile udało się sprostać tej idei, bo wszystko to działa jakoś ospale, tworząc atmosferę tymczasowości. Co i raz na szybach wiszą ogłoszenia "do wynajęcia". Branże? Dość kuriozalnie prezentował się sklep z odzieżą używaną. Padł, do wynajęcia. Działa jakieś biuro nieruchomości, biuro szkoły językowej i nauki jazdy, biuro Fundacji Rozwoju Inicjatyw Społecznych. Ostatnio pojawiła się namiastka bufetu, ale to też pewnie długo nie potrwa. Najenergiczniej działa sklep zoologiczny.

Miejsca lęgowe gołębi.
Dla przeciętnego odkrywcy będzińskiej magii niejasne są zależności administracyjne. Podróżujący mieszkaniec, a tym bardziej potencjalny turysta, nie odnajduje się w skomplikowanej sytuacji praw własności, okresów dzierżaw, czyli po prostu tego, że częścią dworca administruje miasto, częścią zarządza kolej, a pewnie i jakieś fragmenty, tego skądinąd kompletnego organizmu, są w prywatnych rękach. Podróżującemu potrzebne są i tory, i peron, i kasa i poczekalnia. I pewnie trudno mu zrozumieć, dlaczego część tej infrastruktury prezentuje się całkiem znośnie, a część jest w stanie opłakanym. Całość robi wrażenie dość dziwne. Z budynkiem dworca sąsiaduje ni to skwer, ni ogród, do którego dostępu od lat broni solidna krata. Jest też, nawiązujący do dworcowej ceglaną elewacją, zdewastowany budynek, który razi pustymi oczodołami okien i obłażącą farbą. Tuż obok przycupnął kiosk Ruchu (jedyny obiekt handlowy który wydaje się jak najbardziej na miejscu). Natomiast na miejscu dawnej dworcowej restauracji jest, no właśnie - nie wiadomo co jest. Duża, zamknięta na głucho sala, z przylegającym do peronu tarasem, z którego kręcone schody prowadzą do wspomnianego ogródka. Ale co to miało być? Restauracja? Galeria? Póki co, mijają lata - obiekt stoi pusty i niszczeje, rozpadają się cegły obciążające malowniczą plandekę, którą zakryto niedoszłą fontannę, w tarasowe płytki wżarł się brud, mróz spowodował odwarstwienia niektórych kafelków, a całość wygląda dość żałośnie.

Jak więc wygląda "miejska brama", jaką dla turystów, na których tak przecież liczy zarząd miasta, jest będziński dworzec? Jaką magię mogą odkryć, stawiający pierwsze kroki na będzińskiej ziemi, przyjezdni? Może magię współistnienia dwóch światów? Bo jest i trochę schludnej "europy" i całkiem sporo szkaradnej prozy, mocno zakorzenionej w zamierzchłych, ale chyba nie do końca minionych, czasach. Zestawienie przeciwieństw? Obskurne perony, które aż proszą o remont i dość przyjemne wnętrze budynku. Po wyjściu z dworca - znośny w kategoriach estetycznych Plac Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i trup nienarodzonego na dobre miejsca o ewidentnie rekreacyjno-wypoczynkowym przeznaczeniu. Można też natknąć się na baraszkujące w koszu na śmieci szczury! W gratisie jest budynek-rudera, który wygląda jakby został przeniesiony z planu filmu o wojennej lub apokaliptycznej tematyce.

Chyba po to, by rozproszyć wątpliwości odkrywców, z jakim rodzajem magii mają do czynienia, w sąsiedztwie wyjść z dworca przezornie umieszczono plakaty i bannery, na których główną i jedyną treścią jest wszechobecny slogan: Będzin górą!
Doprawdy - magia...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz